Misja Prada

Podczas naszego 4 dniowego pobytu w Londynie, a w zasadzie na sam koniec naszej londyńskiej przygody zdecydowałyśmy się na dość ryzykowną przygodę – Misję Prada. 

Ale po kolei, wszystko zaczęło się od jednego zdjęcia na Instagramie z naszego zwiedzania. Zawsze gdy wrzucamy zdjęcia z podróży otrzymujemy od Was wiadomości i komentarze co warto oglądnąć w danym miejscu. Za wszystkie zawsze jesteśmy wdzięczni, nie raz się przydały!

Jednak tym razem jeden komentarz sprawił, że obudziła się w nas dusza odkrywcy-detektywa!

Podobno w Londynie w sklepie Selfridges w sklepie Prady jest Pop-up Store Traveler’s Notebook!

Choć Prada i kolaboracja z TRC od początku wrażenia na nas nie robiła, serce zabiło mocniej… bo jak już być w Londynie, tak blisko i nie zobaczyć co z tego wyszło?

Oczy nam się zaświeciły, no może mi ciut bardziej niż Alinie, ale nie trzeba było jej długo namawiać. Był tylko jeden problem, a mianowicie CZAS! 

Już następnego dnia o 12:45 miałyśmy samolot do Krakowa (z Londyn Luton), a sklep Prady przy Oxford Street otwierają o 9:30. Strach nas ogarnął. Na szali stał nie tylko nasz powrót, stęsknione hobbicięta czekające na mamę, ale też urlop Aminy (który zaczynał się dzień po naszym powrocie), bo kto w razie gdy my utkniemy w Londynie otworzy w piątek sklep w Katowicach?

Znacie to uczucie rozdarcia między sercem a głową? Odwagi dodały nam Wasze głosy na Instagramie i grupie Travaler’s Notebook Polska! Opracowałyśmy trasę, sprawdziłyśmy najszybsze połączenia, ilość metrów do przejścia – to musi się udać!

Punkt 8:00 ruszyłyśmy autobusem linii 74 z West Brompton na Oxford Street. O 8:50 stałyśmy już pod drzwiami Selfridge, gdzie mieści się sklep Prady. Miałyśmy spory zapas czasu, przynajmniej do otwarcia Prady.
Jakaż była nasza radość, gdy okazało się że pop-up store Prady znajduje się na parterze, więc nie trzeba będzie pokonywać 4 pieter ogromnego domu handlowego w jego poszukiwaniu! Spokojnie więc postanowiłyśmy poczekać w pobliskim Starbucks i jeszcze raz obliczyć pozostały czas na dojazd do lotniska. 

9:28 wraz z kilkoma innymi osobami stałyśmy przebierając nogami ponownie pod drzwiami. Ktoś mógłby nawet pomyśleć, że nasze czerwone policzki to efekt podekscytowania na zbliżające się zakupy, ale tylko my dwie wiedziałyśmy spoglądając na siebie w ciszy, że ta przygoda obliczona z chirurgiczną precyzja może się skończyć dla nas fatalnie. 

9:30 punktualnie drzwi się otworzyły, my w biegu jakbyśmy się bały, że w te kilka minut ktoś może wykupić wszystkie egzemplarze TN & Prada. 

Prezentacja linii Prada Escape znajduje się na parterze kultowego domu towarowego Selfridges, więcej informacji o całej kolekcji znajdziecie na stronie Prady:

https://www.pradagroup.com/en/news-media/news-section/prada-escape-in-collaboration-with-selfridges.html

Nas oczywiście interesował tylko projekt Traveler’s  Notebook, więc nie oglądając się na nic innego ruszyłyśmy do dużej ekspozycji na środku sali tuż przez kasami. 

Sam Travaler’s mówiąc oględnie nas rozczarował, edycja Prada miała po prostu wtłoczone na na środku logo PRADA. Natomiast zainteresował nas wkład z błękitnym papierem w środku. Naszym urokiem osobistym nakłoniłyśmy Panów ekspedientów do przeprowadzenia testu i ten wypadł bardzo dobrze, cały filmik zobaczycie na naszych Instastories

Poza papierem uwagę przykuła również zawieszka mosiężna z logiem Prady. Natomiast długopis i ołówek, podobnie jak sam TN, niezupełnie. 

Zrobiłyśmy zakupy na pamiątkę tej „niezwykłej” współpracy i ruszyłyśmy w drogę, bo czas uciekał i niestety tu pojawiły się problemy!

Jeden autobus się nie zatrzymał, do dziś nie wiemy dlaczego. Pan tylko nonszalancko pokręcił głową i przejechał nasz przystanek. Ruszyłyśmy biegiem na kolejny (odjazd 10:06), udało się… dobiec i niestety tylko tyle, bo czekałyśmy coraz bardziej blade z torbą PRADY w ręce, a autobus się nie pojawił. Naszą ostatnią szansą był UBER. Długo się nie zastawiając wezwałyśmy na pomoc Ubera. Przyjechał po nas sympatyczny Węgier i obiecał, że spróbuje nas dowieźć na czas. Całą drogę opowiadaliśmy sobie doświadczenia polsko-węgierskie i wspominaliśmy podróże (my do Budapesztu, a on do Krakowa). Okazało się że ominęłyśmy bardzo ważną, tradycyjną węgierską alkoholową popitkę – Palinkę. Powiedział, że kolejnym razem koniecznie trzeba spróbować, a więc dzielimy się tą informacją z Wami.

Na lotnisko dojechaliśmy w sam raz, nie przewidziałyśmy jednak długiej kolejki do odprawy, więc do samolotu weszłyśmy w zasadzie prosto z odprawy! W ostatniej chwili udało mi się jeszcze kupić misia Paddingtona dla najmłodszej latorośli. Żeby Wam zobrazować jak bardzo była to ostatnia chwila, dodam że dopiero w domu zorientowałam się, że mój egzemplarz misia Paddingtona ma nóżki wszyte tyłem! Cóż, pospiech w tej przygodzie musi mieć swą cenę, ale wspomnienia zostają!

Jedna myśl na temat “Misja Prada

Dodaj komentarz